|
|
||
Kwartalnik
4/2001 ISSN 1642-0853 |
|||
Przemysław Szkudlarek Tuż przed Walnym Zjazdem PTTK los nie szczędził mi udziału w najsmutniejszym spośród możliwych wydarzeń. W Gdańsku zmarł brat mojej żony — Przemysław, a jego pogrzeb tylko o dwa dni poprzedzał otwarcie Zjazdu Towarzystwa. Na przykładzie Przemka raz jeszcze uzyskały potwierdzenie wielce charakterystyczne prawidłowości. Podobnie jak zmarły nie tak dawno nestor gdańskiej i pomorskiej turystyki — Antoni Dworski, Przemysław większość życia spędzał nad morzem, ale prawdziwą jego miłością i pasją pozostawały krajoznawstwo i górskie wędrówki. A więc zjawisko wielokrotnie dowiedzione: sentyment dla gór znad morza i tym większe górami zauroczenie im dalej się od nich na co dzień mieszka. Pomimo że nigdy nie interesowało go zdobywanie odznak GOT, nie dosłużył się także uprawnień przodownickich czy przewodnickich, swoją regularną bytnością w Tatrach, Pieninach i Beskidzie Sądeckim nader często zaświadczał o górskim przywiązaniu. Czy nasze Towarzystwo może odnosić korzyści z takich w pewnym sensie anonimowych turystów? Owszem — odnosi i to dosyć rozliczne. Przemysław Szkudlarek wychował w poczuciu szacunku dla turystyki i krajoznawstwa dwie córki — Monikę i Aleksandrę, lecz przede wszystkim sam bardzo wiele wędrował po górach, wszędzie poszukując krajoznawczych ciekawostek, miejsc wcześniej nie odwiedzanych, ale z historycznego punktu widzenia istotnych i wartych bliższego poznania. Jego drugim domem rodzinnym została Szczawnica i długie wędrówki po Paśmie Radziejowej Beskidu Sądeckiego oraz po Małych Pieninach i Pieninach Czorsztyńskich. Częstymi pobytami na górskich szlakach potrafił zaskarbiać sobie życzliwość wielu miejscowych, stając się z biegiem lat osobą znaną w szczawnicko-krościeńskim środowisku. Uwagi i spostrzeżenia na temat stanu górskich szlaków turystycznych oraz tego, co aktualnie dzieje się w schroniskach, stawały się powodem nie tylko własnej satysfakcji Przemysława, ale jednocześnie dostarczały wielu cennych uwag w bieżącej działalności PTTK-owskich gospodarzy terenu. Nasze beskidzkie z Przemysławem dyskusje o odkryciu nowej górskiej polany, kontrowersji, na temat podwójnej łemkowskiej nazwy wzniesienia czy zapomnianego gdzieś głęboko po dziś w lasach partyzanckiego bunkra z okresu II wojny światowej — procentowały merytorycznym wkładem przy opracowywaniu kolejnych przewodników i map turystycznych. Okrutnie doświadczony przez los ciężką, również psychicznie wyniszczającą chorobą przez ostatnie miesiące 2001 roku starał się chociaż w myślach powracać na sądeckie czy pienińskie szlaki, o czym wspominał podczas licznych rozmów. Niestety, los dał mu jedynie taką szansę przed wyruszeniem na wieczną wędrówkę. Chyląc głowę nad grobem Przemysława Szkudlarka, a jednocześnie spoglądając wkrótce potem na pełną delegatów salę Walnego Zjazdu PTTK w Auli Kryształowej SGGW w Warszawie pomyślałem sobie: szczęśliwe to nasze Towarzystwo. Żyje nie tylko siłą działania członków własnej organizacji, różnorodnością akcji i imprez, a przez to zachęcaniem do dalszego poznawania ojczystego kraju. Żyje też — i ma się coraz lepiej — dzięki setkom życzliwych i oddanych turystyce, choć często bezimiennych ludzi. A jedną z takich osobowości był właśnie Przemek. Przypadkowe zrządzenie losu czy niebywały zbieg okoliczności: Przemysław Szkudlarek został pochowany na cmentarzu w Gdańsku Wrzeszczu, tuż obok Antoniego Dworskiego... Andrzej Matuszczyk Napis na płycie nagrobnej dla Przemka: |
|||
|