|
|
||
Kwartalnik
3/2001 ISSN 1642-0853 |
|||
Z hutą "Baildon" na szlaku Malinowski Zbigniew - lat 66, zam. w Katowicach, członek PTTK od 1966 r. pełniący różne funkcje społeczne na szczeblu regionalnym, oddziałowym i centralnym: od 1967 członek Zarządu Oddziału Zakładowego "Baildon", 1989-91 członek Prezydium ZW PTTK, od r. 1992 prezes. Od 1989 r. członek ZG PTTK. Niestrudzony organizator i popularyzator turystyki w różnych regionach kraju. Organizator licznych konkursów wiedzy turystycznej z cennymi nagrodami. Jego działalność przyczyniła się do rozkwitu Ośrodka Turystyczno Wypoczynkowego w Ujsołach, na bazie którego organizowane są liczne przedsięwzięcia turystyczno-rekreacyjne dla członków Oddziału Zakładowego Huty "Baildon" i ich rodzin. Działalność na rzecz PTTK przekazuje w licznych publikacjach w prasie regionalnej, środowiskowej i zakładowej oraz w audycjach rozgłośni zakładowej. Przewodnik beskidzki i terenowo-nizinny od 1968 roku oraz pilot wycieczek. Wspaniały organizator dobrze pojętej działalności na rzecz turystyki, której poświęca bardzo dużo czasu. Oddział, którego jest prezesem, liczy aktualnie 1298 członków z systematycznym wzrostem liczebnym. Cieszy się dużym szacunkiem członków PTTK i załogi Huty "Baildon". Odznaczony i wyróżniony: Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem XXX-lecia PL, Odznaką 1000-lecia Państwa Polskiego, Złotą i Srebrną Odznaką "Za Zasługi dla województwa katowickiego", Złotą Honorową Odznaką PTTK, Medalem 50-lecia PTTK i in.
Skromną syntezą dokonań w wymienionych sferach działalności może być kilka stwierdzeń, skłaniających do refleksji. Z takim działaczem i prezesem Oddział Zakładowy PTTK "Baildon" niemal od półwiecza złotymi zgłoskami i w opasłych tomach zapisuje w hucie swą historię i skupia nadal aż tak wielu członków. Za czasów "pierwszej Solidarności" - gdy jej przewodniczącym w "Baildonie" był Zbyszek - udało się zrealizować ponad 600 postulatów załogi i doprowadzić do kilku ważnych i to nie tylko dla pracowników porozumień, m.in. z władzami miasta. W ciągu jedenastu lat ruch pielgrzymkowy (czytaj: Malinowski) potrafił zorganizować ponad 200 wyjazdów (większość kilkunasto- i kilkudniowych pielgrzymek), w tym dziesięć 18-dniowych pielgrzymek "Na Spotkanie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II i Italią" (uczestniczyło w nich ponad 600 osób, przeżywając wspaniałe, bezpośrednie spotkania z Ojcem Świętym oraz biskupem Stanisławem Dziwiszem i ojcem Konradem Hejmo, jakże życzliwymi dla baildonowców), a także m.in. do Wiednia i Mariazell (ponad 2500 uczestników), do Medjugoria, Lwowa, z pośrednictwem warszawskiego Biura Pallotynów - niemal na cały świat. W maju i czerwcu br. z ofert tanich wczasów w Hiszpanii, Grecji i Turcji skorzystało 500 osób. Wspólnie organizowane w "Głosie Baildonu" konkursy o tematyce turystycznej i pielgrzymkowej - bywało, że miały pulę nagród o wartości... kilkuset tysięcy złotych i jakich sponsorów! Na działalność dla dobra załogi nigdy nie było dla niego złych czasów, a podejmowane wtedy formy do dzisiaj są wspominane z nostalgią i wielką aprobatą. Tak było np. z Akcją "Witamina", przez lata prowadzoną przez Zbyszka. Ale rozumiał on i potrafił przekonać zakładowych decydentów, że nie samym chlebem żyje człowiek. Nawet tzw. socjalistyczne współzawodnictwo pracy do dzisiaj ma w hucie także sympatyczny kontekst - dzięki temu, że "załatwił" w nagrodę dla członków współzawodniczących brygad 3-dniowe wycieczki do Warszawy. Dzięki temu ponad 4 tysiące baildonowców (1/3 ówczesnej załogi!) miało okazję zobaczyć stolicę naszego państwa - na ogół pierwszy raz w życiu, a często zarazem i jedyny. Każdy, kto częściej jeździ ze Zbyszkiem na wycieczki czy pielgrzymki, miał okazję nie tylko podziwiać go jako bardzo sprawnego organizatora, wszystkowiedzącego o trasie przewodnika i dowcipnego pilota, ale także jako... tak znanego w Polsce i poza jej granicami. Ileż to razy gdzieś w kraju, ale także w Bratysławie, Wiedniu czy Rzymie słyszeliśmy nagle: "Dzień dobry, panie Malinowski". Bez większego ryzyka można napisać, że co najmniej kilkanaście tysięcy osób, nie tylko pracowników "Baildonu", miało okazję przeżyć dzięki Zbyszkowi wspaniałe chwile, żyjące w miłych wspomnieniach liczne imprezy. Jest za co być wdzięcznym i te uczucia sympatii bardzo często są widoczne. Wyjazdy Zbyszka na wycieczki i pielgrzymki - gdy dłużej jest poza Katowicami i poza hutą - pozwalają przekonać się, że bez niego robi się pusto, cicho i smutno. Coraz częściej powtarzane jest stwierdzenie, że gdy Zbyszek przestanie się udzielać, wszystko, z czym wiąże się jego nazwisko, szybko upadnie. Chociaż ponoć nie ma ludzi niezastąpionych i chociaż bardzo byłoby szkoda, gdyby tak wspaniały dorobek stawał się zamkniętą historią. Może jednak tak źle nie będzie. Grono działaczy naszego oddziału PTTK pilnie uczy się od Zbyszka. Dobrze wiem, jak mu zależy na przyszłości oddziału, na kontynuowaniu sukcesów, które wcale nie uważa za własne, lecz kolektywu, z którym od lat współpracuje. Inna sprawa, że - tak czy owak - ma już zapewnioną pozycję niedoścignionego wzoru. Henryk Czarnik |
|||
|