POLSKIEGO TOWARZYSTWA TURYSTYCZNO-KRAJOZNAWCZEGO
Kwartalnik
1 (5)/2002
ISSN 1642-0853

Antoni Dworski
nestor górskiej turystyki i krajoznawstwa na Pomorzu

Zmarł 8 marca 2000 r. Przed samym Bożym Narodzeniem 1999 r. otrzymałem od Pana Antoniego ostatni list. Oczywiście każda korespondencja po osobie, która udała się już na "wieczną wędrówkę", od razu zyskuje rangę wysokiego wymiaru. Gdy w sierpniu 2001 r. wydano wznowienie mojego przewodnika Beskid Wyspowy z pewnym rozrzewnieniem wydobyłem z prywatnego archiwum ten list od Antoniego Dworskiego, związany z jego młodzieńczymi wędrówkami na popularną górę Beskidu Wyspowego - Lubogoszcz (968 m). Niepotwarzalna osobowość Pana Antoniego została już opisane, m.in. przez Edwina F. Kozłowskiego ("Antoni Dworski - sylwetka turysty i krajoznawcy, wychowawcy wielu pokoleń młodzieży") oraz na łamach "Informacji Regionalnego Ośrodka Programowego PTTK" w Gdańsku (numer 15 z 2001 r.).

Z krótkiej jak na przebogatą drogę życiową znajomości z Antonim Dworskim zachowałem wspomnienia niezwykłe, mając przed oczami człowieka skromnego, jakby zawstydzonego ogromem swojej wiedzy i życiowego doświadczenia, wybitnego znawcę gór, szczególnie rozmiłowanego w tematyce tatrzańskiej i podhalańskiej.

W drodze znad Bałtyku do swojego ukochanego Chochołowa często wstępował do biura Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, dzieląc się ze mną wciąż nowymi planami krajoznawczymi - bądź w drodze powrotnej do Gdańska - najbardziej aktualnymi informacjami z przebytych peregrynacji. Jednak wspomnienie o młodzieńczych kontaktach z Lubogoszczem ma wymiar dla górskiej turystyki historyczny, podobnie jak dla historii samej góry Lubogoszcz. Ostatni list od Antoniego Dworskiego cytuję zatem w pełnym brzmieniu:

"Szanowny Panie Andrzeju.

W listopadowym numerze "Na Szlaku" przeczytałem Pana artykuł "Baza szkoleniowo-wypoczynkowa Lubogoszcz". Przypomniało mnie się jedno z tych miejsc, gdzie zaczynałem turystykę górską. Uczyłem się i pracowałem społecznie w Liceum Pedagogicznym w Gdańsku. Był rok 1947. W pewnym małym sklepie zaopatrywaliśmy się w materiały dekoracyjne do naszej działalności. Mieliśmy bardzo rozbudowane koło muzyczne. Właścicielka sklepu p. Paprocka zaprosiła mnie kiedyś na rozmowę. Zadawała pytania - dlaczego jestem taki blady i chudy? Co robiłem podczas okupacji? Gdy dowiedziała się, w jakich warunkach byłem z rodziną przez sześć lat na Syberii zaproponowała, iż zaproteguje mnie - ma taką możliwość - na obóz YMCA w góry. Jakie to góry, nie wiedziałem, zresztą Paprocka też. Co to jest YMCA również, chociaż w Gdańsku i Gdyni organizacja ta prowadziła już działalność. Pojechaliśmy. Po drodze, w Krakowie, zaprowadzono nas na obiad (bodaj na ul. Krowoderską) i do sali gimnastycznej. Potem udaliśmy się do Mszany Dolnej, skąd pieszo do Kasinki Małej i na Lubogoszcz. Zakwaterowani zostaliśmy w 10-osobowych domkach. Przełożonym był przodownik, student z Krakowa. W naszym przypadku (grupa starszych) był to Wojciech Chornikowski, którego matka miała sklep obuwniczy na ul. Floriańskiej (idąc od kościoła Mariackiego po lewej stronie).

Przodownicy opiekowali się kilkoma grupami. Stawiane były różne zadania, w tym przygotowywanie programu na ognisko, które prawie codziennie odbywało się w małym "amfiteatrze" pośrodku obozu. Wyżywienie oparte było na darach z amerykańskiej UNRR-y. Cały dzień przebywaliśmy w lesie. Graliśmy w piłkę. Były boiska do piłki nożnej, siatkówki, koszykówki. Korzystaliśmy z obozowego basenu. Kierownikiem obozu był profesor z Krakowa p. Szymański. Pomagał mu zespół ludzi z Krakowa, w tym także lekarz. W niedzielę chodziliśmy do kościoła w Mszanie Dolnej. W obozie uczestniczyli także dwaj mieszkańcy z Kasinki Małej. Byli to Kozak i Stożek. Mieszkałem u jednego z nich w domku. Dowiedziałem się, że pierwszy przyjechał tu z USA, a drugi to znany chirurg z Myślenic. Nigdy potem z nimi więcej się nie spotkałem. Organizowano różne wycieczki kilkugodzinne. Jedna była dwu lub trzydniowa, a trasy nie zapamiętałem. Noclegi były na plebaniach, nosiliśmy kociołki do gotowania. Na zakończenie ogniska były śpiewy. Spotkamy się za rok w obozie. Bo tylko tam wszyscy w grupie spędzimy czas. Spotkamy się znowu, nie żegnam was. Za dobre sprawowanie się na obozie wyróżniony zostałem MEDALEM YMCA.

Za rok YMCA jednak zawiesiła działalność. Na Lubogoszcz dotarłem znowu po ponad pół wieku, kiedy prowadziłem kolejny obóz wędrowny ze szkoły, w której pracowałem. Zastałem tam gospodarza obiektu, ojca Marii Grzędy, który mnie bardzo serdecznie potraktował, twierdząc, iż mnie pamięta (w co nie uwierzyłem). Parę domków przebudowanych zajmowało PTSM. Spaliśmy tu. Obydwa pobyty bardzo mile wspominam. Proszę wybaczyć te bazgroły. Nie osiągnąłem jeszcze sprawności w pisaniu. Zależy to od dnia. Przepraszam też za papier. Taki zdobyłem. Jestem znów w szpitalu na badaniach kontrolnych. Mam nadzieję na same święta być w domu.

Serdecznie pozdrawiam
Antoni Dworski"

Powyższy list ze szczególną satysfakcją przeczyta zapewne obecny gospodarz bazy na Lubogoszczu - Maria Grzęda. Ta melancholijna korespondencja to cenny dokument o turystyce górskiej z lat 40-tych, roli organizacji YMCA w wychowaniu młodzieży - lecz przede wszystkim o zupełnie innym z psychologicznego punktu widzenia postrzeganiu roli i rangi gór - jeszcze pół wieku temu.

Andrzej Matuszczyk

Wydawca: Zarząd Główny PTTK, ul. Senatorska 11, 00-075 Warszawa
Adres redakcji: Centralna Biblioteka PTTK im. K. Kulwiecia, ul. Podwale 23, 00-261 Warszawa tel. (0-22) 831-80-65, fax (0-22) 826-22-05, e-mail:  cb@pttk.pl
webmaster@pttk.pl
Kolegium redakcyjne: Andrzej Gordon (redaktor naczelny), Maria Janowicz (sekretarz redakcji), Łukasz Aranowski, Ryszard Kunce, Halina Mankiewicz, Cecylia Szpura, Bogusław Wdowczyk, Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów.
Korekta: Ewa Stempniewicz