POLSKIEGO TOWARZYSTWA TURYSTYCZNO-KRAJOZNAWCZEGO
Kwartalnik
2/2001
ISSN 1642-0853

Dzięki komu?


"...To, że każdego roku ponad milion osób wędruje z inicjatywy Towarzystwa, jest zasługą kadry społecznej PTTK. Tymczasem ta ogromna rzesza jednoosobowych ośrodków wychowania dla turystyki, zostaje spychana na margines. Ba, nawet na sfery zagrożone naruszaniem prawa."


Fot.: Marian Bobelak

Ostatni rok obfitował w uroczystości, w czasie których przedstawiciele władz licytowali się wręcz w wysokiej ocenie działalności naszego Towarzystwa. Na V Kongresie Krajoznawstwa Polskiego w Gnieźnie prezes Polskiej Organizacji Turystycznej pan Gwidon Wójcik powiedział wprost, że nie można mówić o polskiej turystyce bez mówienia o Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym. W grudniu na uroczystości z okazji 50 rocznicy połączenia Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego, w podobny sposób komplementował Towarzystwo minister Tadeusz Donocik. Uroczystości i jubileusze zwykle skłaniają do grzecznościowych ukłonów pod adresem gospodarzy. Gorzej, kiedy wszystko tylko do gestów się ogranicza i nie dostrzega się prawd o dużym znaczeniu. Otóż sądzę, że nie tylko nasi sympatyczni goście, ale nawet my sami nie uświadamiamy sobie rzeczywistego miejsca, które zajmujemy w polskiej turystyce. Zagonieni różnorodnymi kłopotami, zmuszeni wręcz do błagania o środki na cele ogólnospołeczne nie potrafimy głośno powiedzieć o faktach, które innym i nam mogą wydać się szokujące.

Wówczas, kiedy biura podróży poza kilkunastoma chlubnymi wyjątkowymi biorą rentę za wyprowadzanie dolarów, euro i marek z Rzeczypospolitej, mało troszcząc się o tzw. turystykę przyjazdową, my w PTTK robimy -- używając określenia Wojciecha Młynarskiego -- swoje. Co to znaczy w naszym przypadku robić swoje? Spróbujcie, Drodzy Czytelnicy, odpowiedzieć na dwa pytania. Pierwsze: ile PTTK zorganizowało w czasie tej kadencji (1997-2000) imprez tylko turystyki kwalifikowanej? I drugie: ile w tych imprezach wzięło udział uczestników. Warto zajrzeć do Rocznika Statystycznego GUS, było nie było, miarodajnego źródła informacji. Zadawałem to pytanie wielu osobom. Moi rozmówcy próbowali zgadywać, podając od 2 do 8 tysięcy imprez i około pół miliona uczestników. A jakie są fakty? W czasie przygotowań do naszego XV Walnego Zjazdu sami podsumowaliśmy ową statystykę. Wyniki? Ponad 197 tys. imprez (to nie błąd) i około 2,8 miliona uczestników statystycznych zresztą. Do tego należy dodać 166,7 tys. odznak zdobytych w tych samych latach poświadczających, że przynajmniej dla grupy zdobywających odznaki nasza PTTK propozycja jest super ważna.

Do zestawienia tych liczb należy dodać jeszcze nasze imprezy turystyki powszechnej, w których w analogicznym okresie było ponad 57 tys. W akcjach typu "Przodownik czeka" wzięło udział znowu oczywiście statystycznych, blisko 1,8 mln osób. Dzięki PTTK szlaki turystyczne wytyczone, wyznakowane i konserwowane przez nasze kochane Towarzystwo liczą sobie 53 000 km i już niedługo będziemy świętować osiągnięcie długości półtora raza większej niż równik.

Jest to mądra, realizowana przez znakarzy projekcja wędrowania, zapewniająca ciekawe poznanie regionu, bezpieczeństwo oraz przyjazny stosunek do przyrody.

Nie da się ukryć, że właśnie społeczny ruch turystyczny na czele z PTTK wychowuje dla turystyki. Robi to, co trudno z oczywistych względów czynić komercyjnemu biuru podróży lub najlepszemu hotelowi. Rozbudzamy od dziesięcioleci głód wędrówki, uczymy dostrzegać wartości w świecie przyrody, w zabytkach i zwyczajach. Uczymy też umiejętności wędrowania, smakowania przygody, mądrego współżycia wśród wędrowców i mieszkańców odwiedzanych terenów. Bez tego nie będzie się rozwijała turystyka w Polsce. Będzie natomiast -- jak sądzę -- płytsze zainteresowanie różnorodnymi ofertami, brak przygotowania promocji piękna naszych regionów, postępujący, niestety geometrycznie, upadek starej bazy dla turystyki krajowej. Polskiej turystyce zabraknie serca, pomysłu i więzi. Pozornie wydaje się to oczywiste. Ale tylko pozornie. Mało śmieszny jest obraz mickiewiczowskiego kwestarza księdza Robaka, jako patrona Zarządu Głównego i zarządów oddziałów PTTK. Trzeba na zjeździe jasno i zdecydowanie upomnieć się o wychowanie dla turystyki i mocno podkreślić miejsce w nim naszego Towarzystwa. Po co? Chociażby o to, aby powalczyć o przestrzeń dla turystów, której może w procesach prywatyzacyjnych i reprywatyzacyjnych zabraknąć, a o którą stale wewnątrz i na zewnątrz upomina się nasz prezes Janusz Zdebski.

Trzeba też domagać się podkreślenia roli kadry Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. To, że każdego roku ponad milion osób wędruje z inicjatywy Towarzystwa, jest zasługą kadry społecznej PTTK. Tymczasem ta ogromna rzesza jednoosobowych ośrodków wychowania dla turystyki, zostaje spychana na margines. Ba, nawet na sfery zagrożone naruszaniem prawa. Konieczność dostosowania form działalności do wymogów prawa sprawia, że przodownik turystyki górskiej stał się intruzem nieprawnie prowadzącym grupy na wysokości ponad 1000 m n.p.m. Dla porównania schronisko nad Morskim Okiem znajduje się na wysokości 1406 m n.p.m. Chociaż przodownik turystyki górskiej ma niezłe, a często lepsze kwalifikacje, za to, że nie jest "zawodowym" i nie bierze pieniędzy, może narazić się przynajmniej na odpowiedzialność karno-administracyjną. Przodownicy turystyki kajakowej i kolarskiej od lat uczący turystycznego wtajemniczenia nagle okazują się nieuprawnionymi. No bo jeśli spływ lub rajd jest imprezą kultury fizycznej, a każda z imprez turystyki kwalifikowanej ma przecież taki charakter, to ci przodownicy działają niezgodnie z zapisem Ustawy o kulturze fizycznej. Przedtem szyld decydował tylko o tym, czy impreza może dostać większe dofinansowanie. Zaczął funkcjonować schemat: turystyka to komercja, a PTTK to swoisty indiański rezerwat. Próbując odnaleźć się w gąszczu przepisów między innymi nasze kluby kajakowe należą do PZKaj. i statystyka pomnaża nieistniejące byty. Świętej pamięci profesor Aleksander Bardnini niegdyś smutno zaważył, że różnica pomiędzy łapówką a prowizją sprowadza się niekiedy tylko do nazwy. W tym przypadku nadal nazwa jest ważna. Na taką samą imprezę nasi przyjaciele z TKKF otrzymują kwoty, o których daremnie mogą marzyć nasze kluby i oddziały. Dlaczego? Kolejnym bardzo ważnym pytaniem jest: dlaczego zmierza się do unicestwienia kadry, która społecznie, z miłości do Polski, regionu i turystyki chce czynić dobrze. Dla innych i dla siebie. Zgodnie z modelem Judyma. Teraz czuje się, jak zwierzyna na odstrzał. Nie mieści się w wymiarach wyłącznie ekonomicznych. Mało ważne okazuje się, że to ona nadaje jakościowy charakter obrazu i przemian turystyki. Do Polski na przykład Włoch nie przyjedzie podziwiać zabytków architektury, ale z ogromnym zainteresowaniem będzie podglądać ptaki, pływać po nieuregulowanych rzekach, przemierzać na rowerze niespotykane u siebie obszary lasów. A właśnie taką turystykę aktywną od półwiecza rozwijają pasjonaci ze znaczkiem, w którym Polska ma kontury wypełnione zieloną barwą nadziei, a biało-czerwona igła kompasu wyznacza nie tylko kierunek przygody, ale i jej głęboki patriotyczny sens.

Komu zależy na tym, aby unicestwić budowane przez naszą kadrę poczucie wspólnoty. To dzięki przodownikom, instruktorom i opiekunom jesteśmy razem z przyrodą, razem z historią, z zabytkami i wreszcie razem ze sobą. W coraz bardziej zatomizowanym społeczeństwie w czasie wędrówki -- nie traktowanej jako wspólna konsumpcja oferty turystycznej, ale jako wspólnota doznań i emocji -- tworzy się normalne ludzkie poczucie więzi. To też wartość.

Co robić? Recepta jest prosta. Trzeba doprowadzić i to szybko do zmiany bezsensownych przepisów. Turystyka kwalifikowana musi zostać jasno i bez niedomówień potraktowana jako wartość, a kadra przodowników i instruktorów, jako kadra twórców tych wartości.

Kolejną, nie mniej ważną, sprawą jest kwestia ubezpieczenia tej kadry od odpowiedzialności cywilnej. Wówczas, kiedy w komercyjnej turystyce rozwinięty został system ubezpieczeń, to trzeba również zadbać o ubezpieczenie naszej kadry. Inaczej w odbiorze społecznym, szczególnie kiedy pobiera się za udział w imprezie nawet symboliczne wpisowe, społeczna turystyka będzie mniej wiarygodna, a nasi działacze narażeni na poważne konsekwencje.

Postawmy kropkę nad "i". To nasza kadra stanowi o naszej sile. Jej zawdzięczamy prestiż i duże efekty społeczne. Nie można mówić o przyszłości Towarzystwa, bez poważnej rozmowy o tych, którzy są solą PTTK. Odnoszę to również do przewodników, z których tylko nieliczna grupa utrzymuje się wyłącznie z przewodnictwa. Lwia część przewodników, szczególnie terenowych, także uczestniczy w ogromnym działaniu społecznym PTTK oraz wspaniale wpływa na kształt całego przewodnictwa w Polsce. Towarzystwo to zespolenie ludzi wielkiej pasji, ogromnego serca i umiejętność. O tym trzeba pamiętać i z tego trzeba wyciągnąć wnioski.

Andrzej Gordon

Wydawca: Zarząd Główny PTTK, ul. Senatorska 11, 00-075 Warszawa
Adres redakcji: Centralna Biblioteka PTTK im. K. Kulwiecia, ul. Podwale 23, 00-261 Warszawa tel. (0-22) 831-80-65, fax (0-22) 826-25-05, e-mail:  cb@pttk.pl
webmaster@pttk.pl
Kolegium redakcyjne: Andrzej Gordon (redaktor naczelny), Maria Janowicz (sekretarz), Łukasz Aranowski, Ryszard Kunce, Halina Mankiewicz, Cecylia Szpura, Bogusław Wdowczyk, Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i adiustacji tekstów.
Korekta: Teresa Muś